Archiwum maj 2006


maj 28 2006 Bez tytułu
Komentarze: 4

"Et il brûle
Comme un ange en enfer
Comme un ange sur la terre
Comme un ange de lumière
Il brûle"


Płonąć.

Nie mam tutaj wcale na myśli jakiegoś ogniska czy nawet pożaru . Wielu ludzi płonie wewnątrz, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Niby zwyczajny człowiek a płonie jego dusza, serce i umysł. Czy można spalić się na popiół, proch, pył ?

Chcąc znaleźć odpowiedź na dręczące mnie pytanie wychodzę z domu, ubrana najzwyklej jak tylko mogę. Zapada zmrok .. i co z tego?! Idę przed siebie nie oglądając się na mijające mnie samochody i ludzi. Chcąc przełamać barierę strachu idę przez park, którego zazwyczaj boję się wieczorami. Bo cóż miłego może spotkać człowieka idącego przez park po zapadnięciu zmroku? Stoję na moście. Zastanawiam się przez moment "Co ja tu wogóle robię? Do tego sama i o tej godzinie?". Nigdy nie chciałam być sama, mimo iż często wiele rzeczy na to wskazywało. Mam ochotę wrócić do domu.

Nie.

Idę. Biegnę. Robię wszystko byleby tylko opóścić park. Stchórzyłam . Mówi się trudno. Jakoś specjalnie się tym nie przejmuję. Mijam muszlę koncertową, coroczne miejsce występów wielu uzdolnionych artystów-amatorów. Mijam kort tenisowy, wychodzę z parku. Idę przed siebie.

Całkiem przypadkowo trafiam na rynek. Cały plac oświetlony kilkudziesięcioma reflektorami. Piękny widok. Na środku placu fontanna - wracają wspomnienia z dzieciństwa. Wkońcu to miejsce wielu beztroskich zabaw pewnego dziecka. Dziecka, które potrafiło cieszyć się życiem, brać z niego wszystko co najlepsze.

Przez moment przyglądam się wodzie tryskającej z fontanny. Dwa "strumyki" tańczące ze sobą. Tango?

Siadam na brzegu, opieram głowę na rękach, zamykam oczy. Czy uda mi się znaleźć odpowiedź na moje pytanie? Nie sądzę. Mam ochotę dziko zapłakać , wyrwać sobie serce, rozbić je na  kawałki, żeby nikt nigdy nie mógł go posklejać. Nie jest mi już potrzebne.

Nie mam siły wrócić do domu. Na wpół przytomna wsiadam w pierwszy wolny tramwaj linii 41. O dziwo pusty. Staram się nie zasnąć, przecież to tylko kilka minut. Przystanek. Pora wysiadać.

Jakimś cudem udaje mi się dostac do domu. Włączam komputer, sprawdzam pocztę. Pusto. Tlen - to samo. Epuls - masz jedną nową wiadomość. Klikam pospiesznie na ikonkę skrzynki . Czytam. Zerkam nerwowo na godzinę. Za późno. Znowu się spóźniłam.

Cholerne fatum. Czy je obchodzi co ja czuję? Pewnie nie. Tęsknię. Wydaje się słychać głos odpowiadający " I co z tego".

Wyłączam komputer. Próbuję wcisnąć się na łóżko nie budząc kota. A serce dalej płonie. .. A niech płonie, co mi po nim? Zamykam oczy i czekam na lepsze jutro.

"Je ne veux pas
Je ne peux pas
Vivre sans toi"

A.

ania_m : :